Quantcast
Viewing all articles
Browse latest Browse all 9

The Wolf Among Us – wrażenia z pierwszego epizodu

Jeśli kojarzycie Telltale Games, to pewnie nie byliście głusi na sukcesy ich rzemiosła – The Walking Dead. Teraz znowu chcą podbić nasze serca i wypuszczają kolejny growy serial – The Wolf Among Us. Jest baśniowo. Odważny krok.

Bez sensu jest się zachwycać prezentem, jeśli nie wiemy, co jest w środku. Idąc dalej tym tropem ciężko jest recenzować coś, co nie ma końca. Dlatego też zamiast recenzji postanowiłem napisać pierwsze wrażenia. Nie będę świnia i dam twórcom jeszcze trochę czasu.

Zwiastuny produkcji tylko utwierdzały mnie w przekonaniu, że jest na co czekać i po raz kolejny twórcy odwalą dobrą robotę. Ciężko im będzie od siebie odkleić nalepkę Żywych Trupów, ale póki, co tylko nakręca to ich markę. Tym razem postanowili odejść od Szwendaczy dając nam w zamian nowojorski świat z pewną nietypową dzielnicą – Fabletown. To takie miejsce, gdzie bohaterowie znanych nam baśni spokojnie sobie egzystują. A przynajmniej tak by nam się wydawało…

Były sobie świnki trzy… A jedna z nich mieszka ze mną i śpi na moim ulubionym fotelu. Colin to szczęściarz, któremu udało się zwiać, a potem zadekować u mnie na kwadracie. Nie dość, że pali za moje, pije moje drinki, to jeszcze pyskuje. Ale żal się biedaka w końcu robi i go nie wyrzucam. Byłbym zapomniał o manierach, jestem Big Bad Wolf i sprawuję funkcję szeryfa w mieście. W mieście, które z sielanką nie ma nic wspólnego, a ulice przypominają te z GTA. Więc jest i robota. Jako detektyw muszę rozwiązać zagadkę pewnego tajemniczego morderstwa, a nic nie pomaga mi zrobić kroku do przodu. Zawsze dwa wstecz.

Grając Wielkim Złym Wilkiem, który w przeszłości zjadł m.in. Czerwonego Kapturka, spotkamy Piękną (swoją drogą w końcu zgadzam się z imieniem) i jej Bestię. Przyjdzie nam działać z Królewną Śnieżką, ale na szczęście bez jej napakowanych testosteronem kumpli. Świetną niespodzianką była dla mnie postać Ichaboda Crane’a (aktualnie oglądam Sleepy Hollow i polecam), ale niestety tu nie zaznała mojej sympatii i nie szczędziłem języka, by mu dosadnie odpowiedzieć. Bohaterów jest znacznie więcej, a  czytelnicy komiksów pana Billa Willinghama, poczują się  jak w domu.

Skupiając się jednak na samej rozgrywce muszę powiedzieć, że nie zmieniła się jakoś diametralnie względem zombiaków. Mamy po prostu inny interfejs, który moim zdaniem jest ładniejszy, opcje dialogowe wyglądają niczym wyjęte z Milionerów, a przedmioty zostały umieszczone z lewej strony ekranu. Przejrzyście i przyjemnie. Dalej będziemy się wtrącać w dialogi wyrażając swoje zdanie, więc nie mogę pominąć faktu, że czułem jakby akcja działa się dynamiczniej, a moje słowa znaczyły więcej niż to miało miejsce w The Walking Dead. Może to tylko wrażenie, ale naprawdę mnogość wariantów zasługuje na wielki plus. Nieważne czy mowa tu o rozmowie, czy „wolnym chodzeniu”.

Tempo gry w pewnym momencie mnie znużyło. Niby było fajnie, niby musiałem chodzić, szukać, dochodzić do prawdy, wymuszać zeznanie od spasionej żaby bądź gonić grubego bliźniaka Tweedle, ale nie wprowadzało to większych emocji na dłuższy czas. W pamięci zapadły mi jedynie dwa fragmenty, obydwie dotyczyły walki. Są one dynamiczne, szybkie, wymagające sprawnego brania udziału w QTE aż w końcu cieszące oko, bo nie codziennie możemy wbić komuś siekierę między oczy. Poza tym to bohaterowie baśni, którzy nawet będąc źli w oryginale tutaj są jeszcze gorsi.

Muzycznie i graficznie jest zadowalająco. Oczu mi nie wypaliło, uszy również tak głuche, jak były. Nie będę oszukiwał, że nie zauważyłem ostrych krawędzi na zbliżeniach, a melodii nie pamiętam, jednak przebywając w tamtym świecie nie zwracałem uwagi na takie detale, pochłonęła mnie sama rozgrywka.

Gra jest stworzona tak, jak to miało miejsce przy Żywych Trupach. Mamy pięć epizodów, każdy trwający po około dwie godziny. Wybory moralne póki, co nie odgrywają większej roli, ale jestem ciekawy jak to wpłynie na opowieść w kolejnych odcinkach.

Nie mogę jednoznacznie określić, czy polecam Wam tę grę z czystym sercem. Jest przyjemnie, wykreowany świat wciąga, ale powiew nudy nawet teraz drapie mnie w nos. Jestem pewien, że następne części będą tylko podnosiły poziom. Na razie jest tylko jeden powód, dla którego warto poświęcić te dwie godzinki – dramat końcowy. Obrazek głęboko zapadający w pamięci.

 

The post The Wolf Among Us – wrażenia z pierwszego epizodu appeared first on GAMEMAG.PL.


Viewing all articles
Browse latest Browse all 9

Trending Articles